sobota, 24 września 2016

Rozdział I

Kolejny dzień w życiu Pi'i Clavador, przyjaciółki złodziei, którym pomaga.
Czeka, aż zjawią się jej przyjaciele ze swoimi zdobyczami, uderza koniuszkami palców o kierownicę patrząc czy nie ma w pobliżu policji. Łokieć opara o otwarte okno samochodu podpierając głowę i rozmyślając. Nie miała ochoty tyle czekać, nie lubiła tego...Czasami miała przeczucie jakby Florencia i Agus ją wykorzystywali aby móc więcej ukraść...Gdyby ojciec Pi'i mógł zobaczyć co robi jego córka, na jaką drogę zeszła. Miała dosyć czekania na Flor i Agusa, ponoć miała być to szybka akcja.
 Nagle ze sklepu jubilerskiego wybiegają dwie znane jej sylwetki - Flor i Agus. Okazało się, że plan się nie powiódł i muszą uciekać. Agus wsiadł za kierownicę wyganiając swoją przyjaciółkę na tył samochodu. Clavador wiedziała, że ten plan weźmie w łeb, była prawie pewna. Nagle zauważyła, że Agus jedzie prawie sto na godzinę.
- Agus zwolnij! - krzyknęła Pia, jej "przyjaciel" ją zignorował i jeszcze mocniej nacisnął pedał gazu - Agus! - po chwili Aguilera wjechał w czyjś samochód. Oboje złodziei zaczęło uciekać z miejsca wypadku, natomiast Pia nie mogła zostawić poszkodowanego samego. Niech chciała aby ktoś przez głupotę jej przyjaciół cierpiał. Otworzyła samochód, w który wjechał Agus. Był tam chłopak, Pia poczuła ukłucie w sercu. Przypomniała sobie śmierć swojej matki gdy umierała w wypadku. Clavador nie chciała, aby tego chłopaka spotkało to samo. W jej sercu odezwało się współczucie i żałość. Pia chciała przenieść nie znajomego na fotel pasażera jednak miała za mało siły. Żaden z przechodów nie miał zamiaru pomóc dziewczynie. Po jakimś czasie udało jej się przenieść poszkodowanego.
Przekręciła kluczyk w stacyjce, na jej szczęście samochód odpalił. Kierowała się do najbliższego szpitala. Czuła w sobie poczucie winy, ale też niepokój mało by brakowało a Agus zabiłby niewinnego człowieka...Nagle usłyszała szept,zatrzymała się na poboczu. Błagalnie spojrzała na nieznajomego, którego prawie zabił jej "przyjaciel".
- Kim jesteś? I co tu robisz? - zapytał skołowany wycierając krew ze swojej twarzy, nie miała pojęcia jak odpowiedzieć na jego pytanie, czuła, że musi kłamać, choć tego nie lubiła...
- Ktoś wjechał w twój samochód i uciekł, a ja...Przechodziłam obok i pomogłam ci - wytłumaczyła. Chłopak uśmiechnął się w stronę Pi'i, był jej wdzięczny za to, że nie przeszła obok niego bez czynnie, lecz bez warunkowo pomogła mu.
- A mogę wiedzieć gdzie mnie chciałaś zawieść? - zaśmiał się spoglądając na dziewczynę.
- Do szpitala, otarłeś się o śmierć - odpowiedziała patrząc na skaleczenie na czole chłopaka - nie przestawiłeś się
- Vitto Colucci - wyciągnął dłoń.
- Pia...A..Artiaga - skłamała podając dłoń Vitto. Pia wiedziała, że teraz jej kłamstwa nie będą miały końc.
- Pia, nietypowe imię, jesteś nowa w tych okolicach? - zapytał, Pia nagle dostrzegła policjanta, który zbliżał się w ich stronę. Panikowała...Nie wiedziała co zrobić...Spojrzała na przed chwilą poznanego Vitto...Bez myśli pocałowała go, aby policjant nie rozpoznał pomocnicy okolicznych złodziei... - ze wszystkimi się tak witasz, czy ja jestem tu wyjątkiem? - spojrzał Pi'i w oczy, gdy ta odwracała wzrok by upewnić się czy jest bezpieczna.
- Może - wzruszyła ramionami - nie zmieniaj tematu, jedziemy do szpitala aby spojrzeli na to - Clavador chciała dotkną rany zadanej przez samochód Agusa.
- Boli - dziewczyna natychmiast cofnęła rękę z czoła Vitto.
- Widzisz! Boli cię, choć ledwo cię dotknęłam. Jedziemy - Pia chciała postawić na swoim, ale Vitto był uparty i prosił aby zawiozła go do domu jego rodziców. Ona nie chcąc kłócić się z chłopakiem postawiła na jego. Powiedział jej adres i ruszyli

○○○

W firmie rodziny Colucci panował chaos. Malena próbowała dodzwonić się do syna Armando - właściciela firmy. Nie odbierał.
Odchodziła od zmysłów, w przeciwieństwie od ojczyma Vitt'a.
- Mówiłem Ci! Vitto nie nadaje się na dyrektora firmy! Jest nie odpowiedzialny! Spóźnia się! - uniósł się Armando, wstając z fotela. 
- Armando proszę...Minęło trzynaście lat! A ty nadal nie akceptujesz Vitto! - odpowiedziała Malena w obronie swojego kuzyna. Piętnaście lat temu pierwsza żona Colucci'ego popełniła samobójstwo, nikt do tej pory nie wie dlaczego. Kilka miesięcy później zaczął spotykać się z Amandą - siostrą matki Maleny. Amanda miała swojego jedynego syna, był nim Vitto, którego kocha nad życie, lecz ten nigdy nie dostał uznania od swojego ojczyma i przyrodniego brata. Roco - biologiczny syn Armando, zawsze obwiniał Amandę i Vitto za samobójstwo jego matki. 
- Akceptuje go! Ale dlaczego nie jest taki jak Roco - Malena miała dosyć wyjaśnień. Zawsze na pierwszym miejscu był Roco...Vito trwał w jego cieniu swojego przyrodniego brata.
- A jeśli Vitt'owi coś się stało! Amanda by ci nigdy nie wybaczyła, że nic nie zrobiłeś w tej sprawie - odgryzła się szefowi i natychmiast wyszła z biura. Usiadła przy biurku gdzie miała masę papierkowej roboty. Malena cały czas spoglądała na telefon, dzwoniła do Vitta, ale nadal była cisza. W końcu nie mogła i zadzwoniła do Amandy. Ona tak samo nie wiedziała co się dzieje z jej synem. Kolejny raz Malena dzwoniła do Vitto - odebrał, ale w słuchawce usłyszała kobiecy głos.
- Czy jest obok ciebie Vitto? - zapytała grzecznie.
- Tak już go daje - oddała telefon chłopakowi.
- Vitto! Gdzie jesteś! Miałeś przyjechać pół godziny temu do firmy - podniosła głos.
- Tak, wiem. Miałem mały wypadek, ale nie martw jedziemy do domu...A i przekaż Armando, że nie mogę przyjść. Pa - rozłączył się. Malena znała skądś głos tej dziewczyny, ale skąd? Może to tylko jej wyobraźnia. Była zdenerwowana.
Udała się do biura Calucci'ego.
 - Armando, Vitto nie będzie mógł przyjść do firmy - oznajmiła spokojnie. Ojczym jej kuzyna natychmiast zaczął swój "wywód" jaki to Vitto jest nie odpowiedzialny, a jak wspaniały jest Roco, którego nawet Gini - biologiczna siostra Roco - miała po dziurki w nosie...

○○○

Amanda chodziła z kąta w kąt martwiąc się o syna. Gdy powiedział jej przez telefon o wypadku, ta myśl nie daje jej spokoju. Wymyśla co nowe czarne scenariusze co mogło strać się Vitt'owi. 
Amanda próbowała spokojnie usiąść na kanapie i uspokoić się. Chciała myśleć pozytywnie nad losem jej syna. Wzięła kilka głębokich wdechów próbują opanować emocje. Strach powoli opuszczał myśli Amandy...
Nagle usłyszała otwierające się drzwi, za których do domu wszedł właśnie Vitto i jakaś nie znajoma dla Amandy dziewczyna. 
- Vitto, nic ci nie jest? - przytuliła syna patrząc na jego opatrunek na czole. Łzy same pchały się do oczu kobiety, mogła odetchnąć z ulgą iż jej syn jest cały i zdrowy. 
- Wszystko w porządku mamo - uśmiechnął się w stronę rodzicielki, otarł kilka łez z jej policzka - mamo nie płacz. Jestem cały - przytulił ją do siebie. 
- To łzy radości - uśmiechnęła się w stronę Vitto - a mogę wiedzieć, kim jest z dziewczyna? - skierowała wzrok w stronę Pi'i strojącej w progu drzwi mieszkania Coluccich. Clavador podeszła bliżej jej nowego przyjaciela, ten objął o ją ramieniem. 
- To jest Pia, pomogła mi. Gdyby nie ona nie stał bym tu przed tobą - wytłumaczył. Dziewczyna zrobiła się czerwona, ale uśmiech jej nie opuszczał, była dumna z siebie. Od czasu śmierci matki Pia zrobiła coś dobrego, nawet uratowała czyjeś życie. 
- Pia jesteś wspaniała. Nie wiele jest takich ludzi jak ty, nie stałaś z boku, a pomogłaś Vitto. Dziękuje - Amanda była wdzięczna Clavador za czyn jakiego dokonała po mino prawdziwej natury Pi'i - pomocnicy złodziei. Wiedziała, że od dziś nie jest Clavador lecz Artiaga. 
- Dobrze, to ja już powinnam iść - dziewczyna już chciała żegnać się z Vitto i jego przemiłą mamą, lecz kobieta ją zatrzymała. 
- Pia zostań na kolacje, chętnie poznam dziewczynę, która uratowała życie mojemu synowi - Artiga, a tak na prawdę Clavador nie chciała narzucać się rodzinnie jej przyjaciela. 
- Nie chcę się narzucać - odmówiła. 
- Proszę Pia, zostań - wtrącił Vitto, chcąc przekonać jego nową przyjaciółkę.
- Jeśli nalegacie - przełamała się. Vitto był bardzo zadowolony obecnością dziewczyny na rodzinnej kolacji....

 

 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz